Postęp zasuwa sobie do przodu całkiem niezależnie od tego, czy mi się to podoba, czy nie – ostatnio doświadczam tego coraz częściej, bo w wakacje mam więcej czasu na nadrabianie zaległości w zakresie bieżących newsów ze świata i okolic. No i się na przykład okazuje, że drukarki 3D to już w zasadzie mały pikuś, bo już są opracowywane i testowane technologie znacznie bardziej wykraczające poza standardowe „zeskanuj sobie, a potem wydrukuj”. Oczywiście mówię o tym, o czym piszą media, bo przecież wojskowi inżynierowie pracują sobie w ciszy i spokoju nad rzeczami, o których się nie śniło przeciętnym Kowalskim czy Smithom.
Dla mnie osobiście jednym z większych newsów tego kalibru była informacja, że już za jakiś niedługi w sumie czas będzie sobie można… wyhodować samolot albo drona. I nawet nie jakiegośtam cywilnego, ale wojskowego. Takim to patentem podzielili się naukowcy z BAE Systems, którzy stworzyli coś, co się nazywa Chemputer i czego jedynym zadaniem jest właśnie hodowanie wspomnianych maszyn. Ma to działać trochę na takiej zasadzie, na jakiej funkcjonują teraz drukarki 3D, ale znacznie, znacznie wydajniej (w końcu wojsko nie może czekać na zabawki, prawda?).
A skoro taka wiadomość pojawia się w ogólnoświatowych mediach, to znaczy, że wojskowi albo już mają coś o niebo lepszego, albo prace nad tym lepszym są tak zaawansowane i obiecujące, że Chemputery można spokojnie posłać do lamusa. I tak sobie myślę, że mimo wszystko chyba jednak wolałem stary, dobry, konwencjonalny wyścig zbrojeń, a nie wprowadzanie w życie rzeczy, które do tej pory zaludniały sobie tylko książki science-fiction…
źródła obrazków: thescienceexplorer.com, www.dailymail.co.uk