Kiedy pisałem niedawno temu, że mam w sumie dwa samochody (jeden w trasę, jeden do jazdy po mieście) i że w zupełności mi to wystarcza, to napisałem prawdę. Problem tkwi w tym, że producenci aut jakoś niespecjalnie się tym faktem przejmują i co chwila wypuszczają na rynek wóz, który chciałbym mieć. Ostatnio na ten przykład pojawiła się zupełnie nowa odsłona Volvo XC90, co jest z mojej perspektywy istotne o tyle, że miałem taką maszynę pierwszej generacji (rocznik 2006) i bardzo dobrze ją wspominam – sprzedałem XC90 wyłącznie dlatego, że potrzebowałem pieniędzy na Wołgę. A tu taka niespodzianka…
W moim poprzednim XC90 było wszystko (mówię poważnie, lista standardowego wyposażenia byłaby całkiem długa), a nowe XC90 ma w standardzie zdecydowanie… więcej. Nie wierzycie? Proszę bardzo, oto solidnie skrócona lista najważniejszych elementów i systemów: elektrycznie sterowane szyby i lusterka, aktywny tempomat, czterostrefowa klimatyzacja, system CleanZone (odpowiedzialny za utrzymywanie powietrza w kabinie w czystości), światła do jazdy dziennej (ledowe), nagłośnienie Bowers&Wilkins (od 6 do 19 głośników, wzmacniacz maksymalnie 1400W), integracja z iPhonem i iPadem (jeśli ktoś posiada takie urządzenie), tablet sterowniczy na desce rozdzielczej (oparty na Androidzie), nawigacja satelitarna, systemy: Lane Keeping Aid (koryguje jazdę po danym pasie ruchu i informuje o opuszczaniu go), Driver Alert (wykrywa zmęczenie kierowcy), Brake Assist, Forward Collision Warning, Full Autobrake (hamuje automatycznie w przypadku uderzenia w tył pojazdu), Pedestrian Detection (wykrywa pieszych), Lane Dept Warning, Road Sign Information (odczytuje znaki drogowe), Auto Steering Road Edge (zapobiega wypadnięciu auta z drogi) oraz radar na bieżąco monitorujący odległość od samochodu jadącego przed nami. A to tylko standardowe wyposażenie, i to nawet nie całe – oprócz tego są przecież jeszcze systemy i elementy opcjonalne, nie wspominając nawet o różnych możliwościach kustomizacji (standardowo w sprzedaży są oferowane dwa pakiety stylizacyjne dla karoserii: Urban Luxury i Rugged Luxury).
Nie mam nawet pojęcia, jak długo byłem w salonie Volvo i oglądałem to cudo. Nawet się wybrałem na jazdę próbną wersją z silnikiem hybrydowym, bo się chciałem przekonać, jakie mniej więcej ma możliwości. Powiem krótko: duże. Ogromne. Ale nie ma się co dziwić, bo hybryda ma łącznie 400 koni mechanicznych mocy (320 z silnika benzynowego i 80 z elektrycznego), czyli aż nadto na jazdę po mieście, a i w trasie poradzi sobie świetnie. Zresztą, jeśli chcecie dokładnych specyfikacji, to zajrzyjcie sobie tutaj: http://www.volvocars.com/pl/all-cars/all-new-volvo-xc90/pages/default.aspx i poczytajcie. Gdyby nie to, że już mam czym się poruszać po mieście i poza nim, to pewnie bym się długo nie zastanawiał i nowe XC90 kupił – kto wie, może za jakiś czas sprzedam Wołgę i mieszczucha i jeszcze raz wybiorę się do salonu Volvo…