Jak chyba każdy normalny człowiek nie cierpię chorować w ogóle, a już w szczególności nie znoszę się przeziębiać latem, kiedy można byłoby porobić sto tysięcy rzeczy znacznie ciekawszych niż walka z infekcją. Trochę pociesza mnie fakt, że w komunikacji miejskiej, z której jednak mimo wszystko dość regularnie korzystam, już niedługo nie będzie aż tak wielu samobieżnych bomb biologicznych w wieku przedszkolnym (wybaczcie, ale właśnie tak to widzę) jak teraz. Ale do wakacji jakoś trzeba dotrwać, więc staram się zadbać o to, żeby poprawić odporność na tyle, na ile się da bez stosowania chemii.
Na szczęście sporo nauczyła mnie babcia, dla której najlepszym sposobem na przeziębienie był syrop z cebuli i powiem szczerze, że choć jako dziecko miałem obiekcje co do jego skuteczności, to on jednak naprawdę działa. Ale to nie jedyne, co można zastosować – pomaga też syrop z selera, z buraka, a ja osobiście bardzo lubię babciny sposób na grypę i przeziębienie: zaparzam mocną jak siekiera czarną herbatę, wlewam łyżkę stołową domowej roboty soku z malin i dolewam do tego nieduży kieliszek „czegoś mocniejszego”. Tu ważna uwaga: babcia zawsze powtarzała, że moc nie może być niższa niż 60%, a pojemność to przynajmniej 50 mililitrów, ale po takim „koktajlu” nie każdy jest w stanie normalnie funkcjonować, więc nieco zmieniłem proporcje i moja wersja po prostu stawia na nogi.
A jak ktoś nie ma czasu, chęci ani cierpliwości, żeby samemu się bawić w przygotowywanie domowej roboty specyfików na infekcje wirusowe, to zawsze może kupić gotowe zioła na przeziębienie czy grypę w aptece – Pani Magister z mojej apteki na sezon 2015/2016 sugeruje syrop o nazwie Pelavo. Ja go jeszcze nie musiałem stosować, bo babcina kuracja póki co działa, ale na radach Pani Magister jak dotąd się nie zawiodłem, więc się dzielę z wami – może akurat komuś się przyda?
źródła obrazków: www.healthylesson.com, thechalkboardmag.com, www.vibrationsofhealth.com