Strasznie mnie denerwuje, kiedy ktoś mówi, że tylko kobiety potrafią dbać o siebie i że tylko kobiety wiedzą, które kosmetyki są dobre, a które nie – guzik prawda, moi drodzy, guzik prawda. My, faceci, też wiemy to i owo o kosmetykach (choć w pewnej ilości przypadków sprowadza się to przede wszystkim do znajomości cen kosmetyków dla naszych kobiet) i naprawdę lubimy ich używać, bo nasze słynne trzydniowe (ale zawsze zadbane!) zarosty na twarzach nie biorą się przecież znikąd…
Jako osobnik konsekwentny w działaniu, a przy okazji nieco wybredny w kwestii doboru kosmetyków, zdecydowałem się na zakup środków do pielęgnacji twarzy od jednej firmy. Uprzedzając ewentualne pytania powiem od razu, że tak jest dużo wygodniej, a poza tym stosując specyfiki opracowane przez tych samych specjalistów mam pewność, że się ze sobą nie „pogryzą”. I dlatego właśnie moja pianka do golenia i woda po goleniu pochodzą z laboratoriów firmy Nivea.
Prawdę mówiąc mam do tej firmy niejaką słabość datującą się jeszcze na czasy licealne: wtedy właśnie mój tato, widząc, że na twarzy sypie mi się jakiśtam ledwo widoczny meszek, uznał, że pora na męskie kosmetyki. Sprezentowany mi przez niego żel do golenia traktowałem prawie jak świętość i używałem co trzeci dzień, próbując (bez szczególnych sukcesów, przyznaję) uzyskać efekt „szorstkiej twarzy”, a balsam po goleniu koił ból wywołany moimi bardzo entuzjastycznymi próbami oskrobania miękkiego, jasnego włosia z policzków i okolic. I choć minęło niemal dwadzieścia lat od tamtego czasu, sentyment pozostał nadal, a ja cieszę się, że Nivea wciąż robi dobre kosmetyki dla prawdziwych mężczyzn.