Chyba się trochę starzeję, bo zauważam, że coraz bardziej marudzę – muszę oszczędzać Wołgę, więc szukam czegoś zamiast niej, ale cały czas mi coś w tych samochodach nie pasuje. I nawet nie jest to nic konkretnego, bo już mam upatrzonych co najmniej kilka takich, które mógłbym wziąć od ręki i jeździć, ale jeszcze tego nie robię. Może chodzi o to, że się lubię rozglądać i na spokojnie dokonywać wyboru auta na najbliższe dziesięć-piętnaście lat?
Bardziej chyba z nudów polazłem do salonu Volvo (mam blisko), dorwałem jednego sprzedawcę i zacząłem się zachowywać prawie jak rozkapryszona księżniczka. Jak skończyłem ze swoją listą tego, czego bym chciał i tego, czego bym nie chciał, gość popatrzył na mnie dłuższą chwilę, zaprowadził mnie do jednego z samochodów i tam zostawił sam na sam z nim. Stało przede mną Volvo S80. Jak powiem, że aż się prawie zapowietrzyłem z wrażenia, to i tak nie uwierzycie, więc nie będę nawet próbował Was przekonać, że tak było. Chociaż tak było.
Po prostu pójdźcie kiedyś do salonu i poproście o jazdę testową tym samochodem. Jest niesamowicie. W najbardziej podstawowej wersji ten wózek ma absolutnie wszystko oraz kilka innych rzeczy w standardzie, a za dopłatą można z niego zrobić auto jeszcze bardziejsze pod wieloma względami (w tym, oczywiście, wizualnie). Można na przykład sobie kupić Volvo S80 w benzynie z trzylitrowym silnikiem o mocy, bagatelka, 329 KM. Albo pojechać po minimum i wtedy mamy „raptem” 180 KM pod maską.
Wróciłem do domu po dłuższym czasie, usiadłem sobie spokojnie w fotelu i spróbowałem przestać myśleć o samochodach w ogóle. Odpocząć od porównywania, analizowania, wybierania, decydowania… Nie dałem rady. Ale wiecie co? Postanowiłem, że jak w końcu coś kupię w 2015 roku, to od razu Wam powiem 🙂
źródło obrazka: www.topcars.pl