W moim osobistym rankingu pozytywnych zaskoczeń kończącego się roku Syrenka jest jednym z największych – nie dość, że projekt powstał przy bardzo ograniczonych środkach, to jeszcze chłopaki już zdołali zbudować jeżdżący prototyp, który dzielnie testują (przejechał już ponad 2 tysiące kilometrów), to na dokładkę na hali produkcyjnej powstają kolejne cztery sztuki! A wszystko przez to, że szef AMZ Kutno miał kiedyś Syrenkę i ją bardzo dobrze wspomina…
Wszystkich malkontentów narzekających na obecny wygląd nadwozia samochodu powinna uspokoić wiadomość, że główny konstruktor, Andrzej Stasiak, zapewnia, że obecna bryła zmieni się radykalnie: zaledwie 20-30% tej obecnej zostanie zachowane. Moim zdaniem to akurat bardzo dobrze, bo tylne lampy w bieżącej wersji wołają o pomstę do nieba, podobnie jak kilka innych detali (jak choćby kształt bocznych szyb w tylnej części auta).
Jeśli chodzi o konkrety produkcyjno-cenowe, to Syrenka z Kutna ma mieć do wyboru dwa silniki: o pojemności 1 litra i mocy 80 KM oraz 1,4 litra i mocy 120 KM, napęd na przód (jak oryginał), na początek zbudowane zostanie kilkaset sztuk, a cena pojedynczego egzemplarza ma się zawierać w zakresie od 40 do 50 tysięcy złotych. Będzie też pewna różnorodność pod względem wersji nadwozia, bo oprócz testowanego teraz sedana w planach jest hatchback oraz Syrenka dostawcza (czyli odpowiednik starej, dobrej Syreny Bosto), a najlepszą wiadomością dla ewentualnych nabywców jest to, że Syrenka ma zostać wprowadzona do sprzedaży już w przyszłym, 2015 roku. Czy plan się powiedzie? Oby, bo nasza rodzima motoryzacja przestała istnieć już dawno temu i nie ukrywam, że sam ma wielką chrapkę na takie autko produkowane w Polsce – z chęcią zamienię swojego mieszczucha na swojską Syrenkę. A co Wy myślicie?
źródło obrazka głównego: pgkutno.pl