Nie wiem, czy pamiętacie jak pisałem w styczniu o wypadku mojego brata i o tym, jak próbował wydobyć odszkodowanie z ZUS-u. W każdym razie sprawa wreszcie znalazła finał, bo Maciek w końcu niedawno wywalczył swoje, ale co się przy tym namęczył, to jego. Już nawet nie wspominam o tym, że gdyby nie fakt, że się zadłużył po uszy, to pewnie nie wróciłby do zdrowia, bo mu wyznaczyli taki termin pierwszego zabiegu rehabilitacyjnego na NFZ, że jak nic byłby dziś kaleką. A wspominam dzisiaj o tym wszystkim z dwóch powodów.
Po pierwsze już całkiem niedługo nadejdzie jeden z najgorszych weekendów w Polsce – mam na myśli 1. listopada i okolice. Ilość wypadków, jaka się wtedy przydarza na drogach, jest po prostu przerażająca i przyznam się wam, że jak nie muszę (a w tym roku nie muszę), to nawet nie wsiadam do samochodu w okolicach tego dnia. Jeśli już się czymś po mieście poruszam, to jest to tramwaj, metro albo autobus MPK – życie mi miłe. Polecam taką „przesiadkę”, bardzo wygodna rzecz.
Drugi powód jest troszkę inny, chociaż się ściśle łączy z pierwszym – błagam, wykupcie sobie jakieś porządne ubezpieczenie zdrowotne, bo inaczej w razie jakiegokolwiek urazu czy nawet głupiego złamania będziecie się musieli oszołomom z ZUS-u tłumaczyć i dostarczać im tony papierów tylko dlatego, że ta banda zrobi wszystko, żeby wam nie wypłacić odszkodowania za uszczerbek na zdrowiu. Wiem, co mówię – Maciek walczył przez pół roku o pieniądze. Pół roku! Z ubezpieczeniem zdrowotnym będziecie w o niebo lepszej sytuacji, bo nawet jeśli ZUS będzie żądać jakichś badań czy zaświadczeń od specjalistów, to dzięki takiemu ubezpieczeniu macie do nich dostęp od ręki i całą tę biurokrację załatwicie błyskawicznie. Osobiście życzę wam jednak, żebyście nigdy nie musieli, ale jak to się mówi: chodzą wypadki po ludziach…
źródła obrazków: studying-in-us.org, insurancehealthquote.org, respondtodisaster.org