COVID-19 zatrzymał cały motorsport w garażach. Jednak w świecie sportu to właśnie kierowcy rajdowi i wyścigowi mają największe możliwości, by utrzymać się w wysokiej formie. Jak to możliwe?
Pandemia zatrzymała w domach sportowców wszelkich profesji i to w trakcie kluczowych momentów sezonu. Kiedy wrócą do rywalizacji, nie wiadomo. Trzeba przygotować się na długie tygodnie samoizolacji i treningów na własną rękę. Utrzymanie formy będzie niesamowicie trudne zwłaszcza w sportach zespołowych, gdzie oprócz dyspozycji jednostek, ważna jest też współpraca z innymi. A wspólne treningi są teraz niewskazane lub wręcz zakazane. To dlatego lekarze medycyny sportowej już zastanawiają się, jakich metod treningowych należy się trzymać, by po powrocie do gry nie nabawić się poważnego urazu.
Kierowcy rajdowi i wyścigowi o to obawiać się nie muszą. Od lat mają do dyspozycji narzędzia, które pozwalają im utrzymywać swoją formę przez cały rok nawet będąc daleko od swojego auta. Motorsport to jedna z najdroższych dziedzin sportu, dlatego tak szybko wirtualne możliwości treningu zagościły nie tylko u czołowych kierowców. Dzień testowy w prawdziwej rajdówce lub wyścigówce może kosztować dziesiątki albo i setki tysięcy złotych. Za podobną kwotę można zbudować symulator, który świetnie odwzorowuje rzeczywiste warunki.
“Dziś każdy profesjonalny kierowca korzysta z symulatorów. Widzimy to w F1, gdzie symulatory stanowią element pracy całego zespołu po zawodników, którzy zaczynają swoją przygodę z motorsportem, a chcą się podszkolić mniejszym kosztem. Jazda na symultorze jest znacznie tańsza niż wyjazd na tor” – przekonuje Radosław Turek z Ragnar Simulator, w którym można ćwiczyć zarówno jazdę w F1 jak i za kierownicą Toyoty Celiki z polskiego pucharu Toyota Racing Cup.
Jak wygląda symulator wyścigowy?
Czołowe zespoły F1 oraz konstruktorzy prototypów do wyścigów długodystansowych mają symulatory w wielkich pomieszczeniach, bo warunki trzeba odwzorować jak najlepiej. Symulator służy nie tylko do treningu kierowcy, ale i prac nad samochodem.
„Gdybym miał stworzyć porównanie do zwykłego świata, to myślę, że mamy łącznie około 10 całkiem mocnych komputerów odpowiadających za pracę całego symulatora. Każdy z nich ma moc obliczeniową w zakresie renderowania grafiki jak dwie konsole PlayStation. Mamy więc tutaj moc obliczeniową na poziomie 20 konsol PlayStation.” – mówi Marvin Struijk odpowiedzialny za wirtualne stanowisko testowe zespołu Toyota Gazoo Racing WEC w siedzibie Toyota Motorsport GmbH w Kolonii.
Intensywne treningi na symulatorach są bardzo istotnym elementem rozwoju współczesnych kierowców i zespołów wyścigowych. Struijk nie ma wątpliwości, że przynoszą wymierne korzyści. „Myślę, że symulator zdecydowanie sprawia, że kierowca staje się szybszy. Nie tylko pozwala mu lepiej poznać samochód, ale także jego wyposażenie, które staje się coraz bardziej zaawansowane, szczególnie w seriach takich jak WEC” – podsumowuje członek ekipy Toyota Gazoo Racing.
Norris i Verstappen w świecie wirtualnym
W czasie samoizolacji lub kwarantanny nawet najlepsi kierowcy muszą jednak zostać w domu. Jak wtedy trenują? Także wirtualnie. Widzieliśmy to dokładnie w marcowy weekend. Odwołane Grand Prix Australii, które miało zainaugurować sezon 2020 w Formule 1, dla wielu kierowców nie było wymówką od podniesienia rękawicy. Max Verstappen z zespołu Red Bull Racing czy Lando Norris z McLarena w niedzielę siedząc w swoich domach ścigali się w wirtualnych wyścigach. A ich rywalizację mogliśmy podglądać na YouTubie czy Twitchu.
“Wielu zawodników korzysta z symulatora, żeby przyzwyczaić się do obiektu, na którym będą rywalizować. Sprawdzą linię jazdy, nauczą się zakrętów. Symulator pozwala na doskonalenie techniki jazdy. Symulator służy do poprawy koncentracji, pamięci mięśniowej, koordynacji ruchowo wzrokowej. zastosowań jest wiele.” – mówi Turek.
Ciało też da się wyćwiczyć
Trening w symulatorze to jedno, ale o ciało też należy dbać. Podczas jazdy na torze na kierowcę działają przeciążenia podczas hamowania i przyspieszania, a także podczas jazdy w zakrętach. Samo kierowanie wymaga “pary” w rękach. Do hamowania też trzeba mieć wytrenowane nogi. Odpowiednie przygotowanie fizyczne może dać przewagę nad rywalami na torze.
“Powinniśmy ćwiczyć całe partie mięśni. Począwszy od nóg, bo nimi hamujemy i nawet lewa noga musi mieć siłę. Potrzebujemy niesamowitej stabilizacji pleców, bo to ta część ciała przekazuje nam informacje o tym, co dzieje się z autem. A nie może być tak, że auto nami pomiata. To my powinniśmy mieć na nim kontrolę. Obręcz barkowa jest ważna do trzymania kierownicy. A jeśli ścigamy się w bolidach to ważne są mięśnie karku i szyi, bo tam działają jeszcze większe siły niż w samochodach z dachem” – mówi Gosia Rdest, w sezonie 2019 wicemistrzyni Polski w wyścigach samochodowych oraz uczestniczka W Series.
Taki trening nie wymaga wizyty na siłowni czy niesamowitego sprzętu. Dowodów dostarczają konta na Instagramie czołowych kierowców świata, którzy ćwiczą we własnych domach z wykorzystaniem gum oporowych i ciężaru własnego ciała.