Wbrew pozorom tytuł dziś nie jest ani trochę ironiczny, metaforyczny czy w jakikolwiek sposób niedosłowny. Po prostu nie mogłem nie napisać o najnowszym wynalazku Szwedów z firmy Autoliv, a rzecz jest tak (nomen omen) odklejona od znanej kierowcom rzeczywistości, że nawet teraz nie całkiem wierzę, że rzeczywiście istnieje coś takiego, jak tytułowa przyssawka bezpieczeństwa.
Fakty jednak są niezaprzeczalne: goście z Autoliv dość długo kombinowali, jak by tu dodatkowo zwiększyć bezpieczeństwo na drodze i wyszło im, że najwięcej problemów jest ze skutecznym hamowaniem. Tu pozwolę sobie na taką uwagę, że gdyby kierowcy nie przekraczali dopuszczalnej prędkości o jakieś kosmiczne marginesy, to pewnie i tych problemów byłoby mniej, ale cóż, wszyscy wiemy jak jest…
W każdym razie szpece z Autoliv postanowili wprowadzić dodatkowy system hamulcowy w postaci całkiem sporej przyssawki (!) znajdującej się pod spodem auta. Jeśli zachodzi konieczność błyskawicznego zahamowania, przyssawa jest opuszczana w ułamku sekundy (producent podaje, że w 0,1 sekundy) i przywiera do nawierzchni. I tu największa ciekawostka: otóż przyssawie nie robi różnicy, czy pod nią jest asfalt, beton, a nawet mokra albo oblodzona nawierzchnia – przysysa się do każdego z tych podłoży z taką samą sprawnością i o około 40% redukuje drogę hamowania samochodu jadącego z prędkością do 70 km/h.
Wydaje się niewiele, ale nawet te kilka metrów potrafi uratować życie pieszego, w którego inaczej byśmy uderzyli albo nasze, jeśli przed maską samochodu wyrośnie nam nagle jakaś przeszkoda. Dobrze to widać na filmiku poniżej. Mnie zastanawia tylko, czy ta przyssawa sprawdza się też równie fajnie w przypadku nawierzchni sypkich (szutrowych), ale mam wrażenie, że to celowe przemilczenie ze strony producenta. Tak czy tak system jest genialny, choć nadal uważam, że auto hamowane przyssawką to jednak przegięcie…
źródła obrazków: autoliv.com, news.cision.com, autoblog.gr