Zawsze mi się podobało, jak w filmach science-fiction albo szpiegowskich któryś z bohaterów wyciągał jakieś małe ustrojstwo, wciskał maciupki przycisk, a po chwili podjeżdżał do niego jego samochód. Myślałem sobie wtedy, że na takie cuda to jeszcze przyjdzie nam poczekać i że pewnie nie dożyję opracowania podobnego wynalazku. No więc ogłaszam wszem i wobec, że się bardzo poważnie pomyliłem i że jednak dożyję, a raczej już dożyłem. Wszystko przez Teslę.
Otóż nie tak dawno temu okazało się, że w najnowszej aktualizacji oprogramowania, oznaczonej numerem 7.1, została zawarta opcja pozwalająca przywołać samochód. Tak, przywołać. Fakt, że póki co tylko dwa modele (Tesla Model S i Tesla Model X) i że jak na razie zaledwie na odległość 10 metrów, ale to nieistotne. Ważne, że system działa i to sprawnie. Wezwane w taki sposób auto odpala sobie samo silnik, podjeżdża do bramy garażowej, otwiera ją (pod warunkiem sparowania z systemem zarządzania domem, rzecz jasna) i podjeżdża nam pod sam nos.
Jeśli myślicie, że dla szpeców odpowiedzialnych za ten patent to było ostatnie słowo, to się mylicie – już zapowiedzieli, że się będzie dało przywołać samochód ze znacznie większych odległości (wspomnieli wprost o „zagranicy”) i jeśli po drodze mu się bateryjki wyczerpią, bo przecież bidulek elektryczny jest, to sobie podjedzie grzecznie na stację, skorzysta z automatycznego systemu ładowania (specjalny autonomiczny robot popodpina wszystko jak należy) i pojedzie dalej. Nie wiem, jak was, ale mnie osobiście mimo wszystko ździebko przeraża taki poziom samodzielności maszyn, choć z drugiej strony nie mogę odmówić gościom z Tesli geniuszu. I tylko mam nadzieję, że ten geniusz wykorzystają mądrze…
źródła obrazków: www.fastcodesign.com, www.topspeed.com, mashable.com