Pamiętacie, jak pisałem w zeszłym miesiąc o tym, że mój szanowny futrzasty przyjaciel postanowił jeść tylko jeden rodzaj suchej karmy? No więc po długich, frustrujących i pełnych nieoczekiwanych zwrotów akcji poszukiwaniach odkryłem, że oprócz tamtej, o której pisałem, Morda uznaje za jadalne także karmy weterynaryjne dla kotów marki Purina PRO PLAN. Plus całej sytuacji jest taki, że jedna z tych karm jest przewidziana właśnie dla młodych kotów (do 1 roku życia, więc Morda się spokojnie kwalifikuje jeszcze przez dłuższy czas) i mogę ją kupić w sklepie zoologicznym niedaleko mojego domu. Zimą jak znalazł.
Odkryłem też, że Morda bardzo dobrze się sprawdza w roli testera surowego mięsa. Dzięki niemu już wiem, w którym sklepie już nigdy więcej nie kupię piersi kurczaka, a do którego będzie mi się chciało drałować paręnaście minut tylko po to, żeby sobie kupić porcję rosołową. Morda najzwyczajniej w świecie nie zeżre mięsa, które jest za bardzo nafaszerowane chemią czy jakimś innym syfem – powącha, pogmera łapą (a i to nie zawsze) i zostawi. A kilka godzin później takie mięsko zaczyna pokazywać swoje prawdziwe oblicze. Jeśli natomiast Morda szamie mięso, które mu dałem, to wiem, że i ja mogę je spokojnie zjeść. Kot w domu się przydaje.
Zresztą nie tylko do tego się Morda nadaje: najedzone na maksa futro jest idealnym termoforem – czasem dokucza mi kontuzja kolana, którą sobie zafundowałem w młodości. Do tej pory przeważnie smarowałem się jakimś rozgrzewającym żelem albo opatulałem nogę kocem, a teraz używam do tego Mordy. Zanim mi się tu jakiś nawiedzony obrońca zwierząt zacznie wywnętrzać o znęcaniu się i takich tam bzdetach: jak mój kot nie chce mi leżeć na kolanach, to nie ma takiej siły, która go do tego zmusi. Kropka. Po prostu sam wie, że czasem trzeba swojemu biednemu człowiekowi pomóc, więc włazi mi na kolana i wygrzewa je – a ja muszę go głaskać i drapać, bo jak nie, to polezie szukać wygodniejszego miejsca gdzieś indziej…