W sumie to nie jestem tak do końca przekonany, czy to, że po mniej więcej dwóch latach oglądania pewnej reklamy w telewizji postanowiłem wreszcie dla testu sięgnąć po pokazywany w niej produkt, jest dowodem na skuteczność reklamy, czy raczej niekoniecznie – choć chyba jednak mamy do czynienia z ta pierwszą ewentualnością, no bo przecież w końcu spróbowałem. Zwłaszcza, że w Internecie opinie były dość skrajne, a to przeważnie znaczy, że coś jest na rzeczy.
Nie jestem jakiś kompletnie odporny na treści reklamowe, broń Boże, tyle tylko, że wykształciłem w sobie dość silną odporność na tego rodzaju rzeczy. Wychodzi jednak na to, że mój pancerz jest tym słabszy, im większa ciekawość mnie zżera, a w przypadku Braveranu ciekawość była ogromna, no bo w końcu całkiem młody ze mnie facet i kłopotów z „hydrauliką” nie miewam – ale jednak kusiło mnie strasznie, żeby spróbować, no to spróbowałem. I powiem wam, że efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania 🙂
Trochę się na początku wahałem, bo niespecjalnie lubię faszerować się chemią (wystarczy mi glutaminian sodu i konserwanty w jedzeniu), ale tu Braveran mnie pozytywnie zaskoczył: ma całkiem fajny, naturalny skład – praktycznie same rośliny i witaminy (wyciąg z korzenia żeń-szenia, korzenia maca i owoców buzdyganka ziemnego, cynk, selen, witamina E i L-arginina). Jeśli natomiast chodzi o skuteczność, to powiem tylko tyle, że byłem bardziej niż zadowolony z efektów i zupełnie nie rozumiem tych, którzy marudzą w sieci, że Braveran nie działa i takie tam. Działa, działa, tylko trzeba się zastosować do zaleceń podanych w instrukcji, ot i cała filozofia. Przy okazji wiem też już na pewno, że gdybym kiedyś rzeczywiście potrzebował tego rodzaju wsparcia, to moja „hydraulika” na Braveran reaguje po prostu fantastycznie…