Jeżdżę już na tyle długo, że wyrobiłem sobie pewne nawyki, zwłaszcza w kwestiach dotyczących zabierania autostopowiczów. Nie żebym miał coś przeciwko idei, bo samemu mi się zdarzało łapać „stopa” dobrych kilka razy i z reguły jak widzę jakiegoś studenciaka albo kilku stojących na rogatkach z tekturową płachtą z nazwą miasta, to się zatrzymuję i zabieram ekipę. Raz że przyjemniej się jedzie, bo jest do kogo gębę otworzyć, dwa że często niezłe historie mają ci ludzie do sprzedania, a trzy że spłacam w ten sposób dług zaciągnięty kiedy to mnie zabierano.
Mam tylko jeden bezwzględny wyjątek od reguły: bardzo rzadko zabieram matki z dziećmi. Nie dlatego, że mnie wkurzają maluchy, tylko dlatego, że prawie za każdym razem, jak się jednak ugiąłem i zabrałem taką rodzinę, to się okazywało, że dzieciak ma kinetozę. Może to przypadek, może to mój pech, nie wiem. Wiem natomiast, że nie mam nigdy więcej ochoty mieć bezpośrednio do czynienia z odgłosami towarzyszącymi objawom choroby lokomocyjnej – może innych nie rusza, jak im ktoś wymiotuje za plecami, ale ja jednak nie przepadam za tego typu wątpliwymi atrakcjami. Wybaczcie, ale to ponad moje siły.
Lubię podróżować spokojnie i w miłej atmosferze, więc choć rozumiem, że zwykle kinetoza przechodzi gdzieś około 12-13 roku życia i że to nie jest wina ani rodziców, ani dzieciaków, że tak cierpią, to jednak nie będę się zatrzymywał, żeby podwieźć machającą rozpaczliwie matkę z uczepionym jej nogi dzieckiem. No chyba, że będzie trzaskający mróz, ulewa z gradobiciem czy inny kataklizm – bądź co bądź jestem człowiekiem i nie zostawię nikogo na pastwę tak smutnego losu. Doradzałbym natomiast zaaplikować pociechom Aviomarin czy inny podobny specyfik jeszcze zanim wyjdziecie na rogatkę. To naprawdę pomaga, sprawdźcie.
źródła obrazków: www.barfology.com, www.open.edu, www.wikihow.com, www.etnomuzeum.pl