Moi znajomi i przyjaciele wiedzą już doskonale, że słucham wszystkiego, co mi się podoba. Z grubsza oznacza to tyle, że nie istnieją dla mnie sztuczne podziały w rodzaju: „nie słucham rapu”, „nie znoszę techno, bo to szajs” czy inne tego typu bzdurne ograniczenia. Dla mnie muzyka to muzyka i jeśli mi się podoba, to będę jej słuchał niezależnie od wszystkiego. A zwłaszcza nie wzruszają mnie opinie tak zwanych znawców muzyki – teoretyków, którzy mają łepetyny nafaszerowane frazesami o tym, jaka muzyka jest dobra, jaka kiepska i cały czas mówią, dlaczego powinniśmy słuchać właśnie tego, co oni nam polecają.
Dlatego właśnie kiedy dwa lata temu zadebiutowała grupa Projekt X, praktycznie z miejsca zostałem ich fanem. Zwyczajnie spodobało mi się połączenie ciężkich, mięsistych brzmień typowych bardziej dla mocnego rocka czy nawet metalu z charakterystyczną dla hip-hopu manierą podawania tekstu w tempie karabinu maszynowego. Na naszym podwórku to nadal nowość, która budzi niejakie kontrowersje, choć przecież z zachodniego rynku muzycznego już wieki temu trafił do nas na przykład Limp Bizkit czy Linkin Park i nikt afery nie robił.
Wracając do Projektu X: zmartwiłem się strasznie tym, że już od jakiegoś czasu nie słyszę nic o tym, żeby ta ekipa grała albo nagrywała płytę, bo uważam, że powinni. Szkoda mi tym bardziej, że chłopaki piszą naprawdę dobre teksty, takie o czymś istotnym, a nie jakiś populistyczny bełkot – zresztą, sprawdźcie sami i posłuchajcie pod tym linkiem. Warto. A jak się Wam spodoba, to więcej znajdziecie bez problemu na jutubie.
źródło obrazka: fdk.net.pl