Cokolwiek by o moim szanownym czworonogu nie mówić, na pewno nie mam z nim nudno – nie to, żeby jakoś szczególnie rozpierniczał mi rzeczywistość, ale czasem to i owo potrafi przemeblować (w końcu jest kotem, a to zobowiązuje), no i pcha ten usierściony pysk wszędzie tam, gdzie mu nie wolno. Ostatnio na ten przykład odkrywał razem ze mną uroki odkurzania mieszkania…
Wszystko było fajnie do chwili, w której Morda zdjęty jakimś przerażeniem czy może zwykłą kocią ciekawością wetknął pysk w rurę zasysającą powietrze (akurat szczotkę zdjąłem, bo wydobywałem różne paprochy ze szczeliny między podłogą a meblami w kuchni) i go ździebko wessało na parę sekund, aż się w odkurzaczu silnik niemal sfajczył. „Porażka, nie kot” – pomyślałem sobie wtedy.
W życiu nie przypuszczałem, że po pierwsze jakikolwiek kot może być aż tak bezdennie głupi (albo ciekawy świata, kwestia perspektywy), a po drugie, że Mordzie się taka „zabawa” spodoba. Poważnie mówię, zero ściemy – futrzane bydlę zaczęło łazić za mną podczas sprzątania jak cień i pchało się pod rurę jak porąbaniec jakiś. Ile ja się go naodpędzałem to moje, a i tak nie pomogło: Morda ewidentnie przeszedł w tryb bumerangu i koniec. A jak mu się udawało zostać „złapanym” w rurę, to się skubaniec aż zwijał w kłębek ze szczęścia i mruczał.
No i to wtedy właśnie zdałem sobie sprawę z tego, że trafił mi się taki futrzany łazęga, co to lubi ekstremalne przeżycia i że nie wiem, czy będę mu je w stanie zapewnić w odpowiednich ilościach. Wpadł mi do głowy nawet taki patent, że przecież Morda jeszcze nie skakał na spadochronie, ale ponieważ i mnie w tym momencie nie stać na takie ekstrawagancje, to sobie dajemy na wstrzymanie, dzięki czemu odkryłem (i Morda też), że odkurzanie kota twardą szczotką też jest bardzo, ale to bardzo przyjemną sprawą. Dla kota, żeby nie było niejasności…
źródła obrazków: www.youtube.com, www.thedodo.com, www.flickr.com