
Jeśli ktoś w rozmowie z wami twierdzi, że w Polsce już wszędzie jest cywilizacja, nie wierzcie mu – zdarza mi się co jakiś czas (a ostatnio coraz częściej) nocować po pracy w takich miejscach, które wprawdzie posiadają dach nad głową i podstawowe udogodnienia higieniczno-sanitarne (chociaż tu czasem bywa różnie i na przykład pod prysznic albo do kibelka w nocy trzeba gnać na koniec korytarza, bo jest jeden na całe piętro), ale już o takim drobiazgu jak telewizor czy Internet to można sobie co najwyżej pomarzyć.
I właśnie dlatego postanowiłem stać się samowystarczalny pod tym względem, szczególnie że w ostatnim czasie praktycznie wszystkie weekendy mam wyjazdowe, a jestem zagorzałym fanem Formuły 1, Kuby Giermaziaka, Roberta Kubicy i ogólnie rzecz biorąc sportów motorowych. A na przykład wyścigi F1 i Porsche Supercup są przecież emitowane w niedziele, więc w najlepszym razie w trakcie transmisji jestem w drodze do domu. Mam ośmiocalowy tablet, na którym mógłbym z powodzeniem oglądać telewizję (bo się przydaje w pracy i jest mobilny), więc tak naprawdę musiałem sobie tylko dobrać odpowiednią ofertę.
Rozejrzałem się po opcjach dostępnych na rynku, pozastanawiałem się nad potencjalnymi plusami i minusami każdej z nich, no i ostatecznie okazało się, że w sumie najsensowniej będzie kupić pakiet od Orange. Kilkadziesiąt kanałów, w tym odpowiedni zestaw tych sportowych (najbardziej chodziło mi o Eurosport i Eurosport 2, a w bonusie jest jeszcze TVN Turbo) za niecałe 30 zł miesięcznie – cud, miód i orzeszki.
Trochę się bałem o to, jak to wszystko będzie działać, ale moja telewizja na tablecie hula pięknie, bo Orange ma zasięg chyba wszędzie, a dla wygody dokupiłem sobie jeszcze uchwyt pod tablet do samochodu, dzięki czemu mogę sobie włączyć wyścig podczas jazdy – oczywiście nie po to, żeby go oglądać, ale żeby sobie spokojnie słuchać komentatorów i wiedzieć, jak się toczą losy moich faworytów. A póki co toczą się interesująco…