Z genami nie da się wygrać, obawiam się, czego wynikiem są powolutku (ale niestety zauważalnie) przerzedzające się włosy na mojej łepetynie. Nie żeby mnie to specjalnie zaskoczyło, bo i mój dziadek wyłysiał w dość młodym wieku, i mój tato też szczególnie bujnej czupryny nigdy nie posiadał (a przynajmniej ja go pamiętam już bez niej), więc odkąd dobiegłem trzydziestki, staram się dbać o „upierzenie” na tyle, na ile mogę.
Wypróbowałem całkiem sporą liczbę specyfików na spowolnienie łysienia, ale jakoś bez szczególnego przekonania, że któryś będzie naprawdę skuteczny i w sumie muszę przyznać, że niektóre działały całkiem, całkiem. Ale najbardziej zastrzeliła mnie niedawno pewna bardzo dobra moja koleżanka, której od dłuższego czasu nie widziałem: otóż spotkaliśmy się przypadkiem w centrum handlowym (tak, tym jedynym fajnym w Warszawie :D) i ponieważ mieliśmy oboje trochę czasu, to poszliśmy na kawę, żeby pogadać.
Pamiętałem, że nigdy nie miała jakichś szczególnie bujnych włosów, a jak teraz się przyglądałem, to fryzura piękna, włosy gęste i mocne – normalnie jakby nie ta osoba. Nie wytrzymałem i zapytałem, na co Justyna się zawstydziła, a potem powiedziała, że miała problem z łysieniem i spróbowała takiej nowej terapii, polegającej na stosowaniu opracowanych specjalnie dla kobiet tabletek na porost włosów. I pomogło, ku jej zdziwieniu, bo już w sumie straciła nadzieję. Ja się nie dziwię: łysy facet jeszcze jakoś ujdzie, ale łysa kobieta niekoniecznie. No i tak się teraz zastanawiam, czy te tabletki to rzeczywiście są wyłącznie dla kobiet, bo widząc efekty ich działania sam mam ochotę je wypróbować. I chyba tak zrobię – włos rzednie 🙂
Źródło obrazka: fryzuranadzis.pl