Południowy wschód naszego pięknego kraju to okolica, która odwiedzam raczej rzadko, a zwykle jeśli już się takie coś zdarzy, to jestem tu przejazdem po drodze gdzieś dalej. Pewnie dlatego jakiś czas temu takim wielkim szokiem było dla mnie odkrycie, że Lublin dorobił się całkiem sporego kawałka obwodnicy i że przy tej właśnie okazji dojazd do jednego z nielicznych znanych mi osobiście punktów gastronomicznych w tej okolicy stał się ździebko trudniejszy. Chodzi mi o Karczmę Bida, która kiedyś znajdowała się przy trasie nr 17, a teraz ma nawet swój zjazd z ekspresówki.
W to akurat miejsce trafiłem nie tak całkiem przypadkowo, bo mi je polecono – z dwóch sąsiadujących ze sobą lokali gastronomicznych miałem wybrać właśnie ten i jak usłyszałem „na pewno nie będę zawiedziony”. Pomyślałem sobie: „To się jeszcze okaże…” i niedługo później próbowałem zaparkować wóz przed Bidą – uznałem, że to chyba jakieś godziny szczytu czy co, bo miejsca za bardzo nie było, ale gdzieś tam się w końcu wcisnąłem i polazłem wszamać obiad.
W środku były przede wszystkim dwie rzeczy: zapach jedzenia i mnóstwo ludzi przy stołach. Siadłem sobie przy jakimś wolnym, poczekałem na kartę dań (spory wybór i bardzo rozsądne ceny, uznałem) i po dłuższym namyśle zamówiłem obiad typu „standard na trasie”, czyli barszczyk czerwony i pierogi ruskie. Już się zaczynałem akurat niecierpliwić, że się czekanie przeciąga, kiedy kelnerka przyniosła mi jedzenie – no i się dopiero zdziwiłem. Spodziewałem się barszczu w misce, a dostałem najnormalniejszą w świecie salaterkę: chyba z litr tego barszczu było! Pierogów też porcja taka, że przytomnie zacząłem właśnie od nich i barszczykiem w sumie tylko popijałem. I rzeczywiście się nie zawiodłem: smakowało rewelacyjnie, zapłaciłem niedużo i najadłem się do syta. Jakbyście kiedyś potrzebowali zjeść coś w tej okolicy, to Karczma Bida będzie naprawdę świetną opcją. Polecam!
Źródło obrazka: youtube.com