Podobno kierowca cieszy się dwa razy – gdy kupuje oraz gdy sprzedaje samochód. Coś w tym jest, bo przecież wielu z nas próbuje dosyć szybko pozbyć się swojego auta. Jednak wybierając kolejny samochód warto zastanowić się, ile stracimy przy jego odsprzedaży za kilka lat. Bo wbrew pozorom, to może mieć znacznie poważniejszy wpływ na budżet niż wysokie spalanie czy nawet awaryjność.
Limuzyny – ogromne straty
Czy wiedzieliście o tym, że największą utratę wartości mają auta klas wyższych? No właśnie…Spadki cen wywoławczych rzędu 70-80% nie są tu niczym niezwykłym. Po części tłumaczy to jednak specyfika tego segmentu samochodów. Ostatecznie, auta klasy wyższej trafiają głównie do bardzo zamożnych osób, którym zależy na tym, by posiadać możliwie nowy rocznikowo samochód. W pewnych kręgach jazda autem, które ma choćby 5 lat, może uchodzić wręcz za przejaw złego gustu. Zatem – popyt na używane auta klasy wyższej jest po prostu niewielki, stąd też utrata wartości.
Kiepskie wersje silnikowe
Nie mają łatwo również właściciele aut, które mają zamontowane pod maską problematyczne jednostki napędowe. Najlepszy przykład – auta z dieslem V6 od marki z niemieckiego Ingolstadt. Różnice pomiędzy kwotą, jaką trzeba zapłacić za egzemplarz z dieslem V6, uchodzącym za kiepski, a identyczne auto np. z silnikiem benzynowym 2.4 z tego samego rocznika to nawet 50%! A warto przy tym wspomnieć, że wersje z dieslem często mają doskonałe wyposażenie standardowe.
Słaba opinia o modelu
Z tym nic niestety nie zrobimy. Według wielu kierowców, część aut rdzewieje, reszta ma problemy z elektroniką, a jeszcze inne spożywają nadmierne ilości oleju. Pomijamy już nawet fakt, że wiele z tych problemów można usunąć stosunkowo niewielkim kosztem. Przekonanie o kiepskiej jakości wykonania konkretnego modelu nie wpływa najlepiej na jego wartość na rynku wtórnym. Takie auta są po prostu wyraźnie tańsze niż ich klasowa konkurencja. Czy warto je kupić? Tak. Trzeba jednak pamiętać, że za kilka lat ich odsprzedaż może być utrudniona.