Kilometrów na liczniku w tym roku mi szybko przybywa i pewnie jeszcze przed końcem czerwca dobiję do 20 tysięcy. Biorąc pod uwagę, że druga połowa roku jest zwykle intensywniejsza wyjazdowo, spodziewam się zamknięcia roku okrąglutką „pięćdziesiątką”. Samochód znosi to całkiem dobrze, natomiast ja już niekoniecznie – tak gdzieś z tydzień temu po dojechaniu do klienta paredziesiąt kilometrów za Wrocławiem spojrzałem w lustro. I się nie poznałem: skóra szara, wymęczona jak po dwutygodniowej balandze, wory pod oczami porównywalne z tymi, które usunął sobie Ibisz, no krótko mówiąc obraz nędzy i rozpaczy.
Po powrocie do domu tego samego dnia omijałem lustra i wszystkie co bardziej błyszczące powierzchnie szerokim łukiem, a jak tylko się obudziłem rano, zacząłem szukać czegoś, co by mi pomogło poprawić wygląd. Metodę Ibisza sobie odpuściłem, bo jednak mnie nie stać na takie fanaberie, no a poza tym on miał wory pod oczami na stałe, a mnie się pojawiają tylko czasem. Po kilku godzinach w Internecie doszedłem do wniosku, że najlepsza opcja to jakiś porządny krem dla mężczyzn „po przejściach”.
Na początek sprawdziłem sobie ofertę Nivei, bo ich kosmetyki dobrze mi się sprawdzają, no i przeżyłem zaskok – kremów do smarowania męskich facjat mają chyba z dziesięć różnych: na noc, na dzień, jakieś regenerujące, pobudzające i inne cuda na kiju. Nawet antystarzeniowy jest (tego akurat jeszcze nie potrzebuję). Postanowiłem na początek przetestować opcję dwa w jednym i kupiłem regenerująco-energetyzujący żel-krem do twarzy (tak, wiem jak to brzmi…). Po paru dniach stosowania i odpoczynku od dłuższych wyjazdów moja twarz znów zaczęła wyglądać znajomo, więc postosuję sobie ten wynalazek jeszcze trochę. A jak tak dalej pójdzie, to chyba sobie wykupię w Nivei jakiś abonament na kosmetyki czy co…
źródła obrazków: niveaformen.pl, fkrbzm.wordpress.com, motormania.com.pl