Jakiś tydzień temu obudziłem się i niespecjalnie byłem w stanie zleźć z wyra – bolały mnie plecy w okolicach krzyża i dopiero po jakiejś chwili prób się zwlokłem. Potem, jak już zacząłem względnie normalnie funkcjonować, ból mi nie dokuczał, ale jak kolejnego i jeszcze następnego dnia sytuacja się powtórzyła, to się ździebko zaniepokoiłem i polazłem do mojej ulubionej apteki, w której zapytałem Panią Magister o jakąś maść na ból w krzyżu. Pani Magister mnie wypytała o objawy, po czym kategorycznie stwierdziła, że ona mi nic nie sprzeda, bo powinienem pójść do lekarza. A chwilę później mi podała nazwisko tego lekarza i adres gabinetu, w którym przyjmuje. Co było robić, poszedłem – gdybym tego nie zrobił, Pani Magister by o tym się przecież dowiedziała, a ja chcę mieć gdzie kupić leki w razie nagłej sytuacji.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy okazało się, że lekarz jest reumatologiem (dość wiekowym, ale bardzo sympatycznym). Wypytał mnie o pracę, dietę, ilość ruchu i wysiłku fizycznego, obyczaje po pracy, sposoby relaksu i miliard innych drobiazgów, po czym dokładnie mnie zbadał, wysłał na prześwietlenie kręgosłupa i kazał wrócić ze zdjęciem.
Wróciłem po półgodzince. Po dłuższej chwili usłyszałem, że mam szczęście, bo to, co mi dolega, to nie jest zesztywniające zapalenie stawów kręgosłupa, ale jak nie zmienię nawyków, to mi takie coś grozi i to prędzej niż później. Nie przejmowałem się za bardzo przez kolejne 25 sekund, bo mniej więcej tyle zajęło doktorowi wyjęcie garści zdjęć osób z tą chorobą i pokazanie mi ich. Doszedłem do wniosku, że nie mam ochoty do końca życia wyglądać jak ktoś, kto coś zgubił i ciągle tego szuka, obiecałem więc sobie i lekarzowi poprawę. A ponieważ nie lubię marnować czasu, ćwiczenia zalecone przez reumatologa zacząłem robić wieczorem po powrocie do domu z przychodni. I ból póki co nie wraca…
Źródła obrazków: reumatolog-poznan.pl, zdrowie.gazeta.pl, zzsk.blox.pl, www.iowachiroclinic.com