Nigdy nie miałem cierpliwości do długotrwałych diet czy jakichś bardzo rygorystycznych planów żywieniowych – może dlatego, że wiem, że na świecie jest całe mnóstwo pysznych rzeczy do zjedzenia, a jedno życie to zdecydowanie za mało, żeby się tym wszystkim na spokojnie nacieszyć. Pewnie dlatego miewam co jakiś czas delikatne problemy z nadwagą, ale odkąd w moim domu pojawił się Morda na brak ruchu raczej nie mogę narzekać. Wręcz przeciwnie.
Kocisko bez dwóch zdań jest żywe – we wszystkich sensach tego słowa. Można nawet się pokusić o stwierdzenie, że to futro już teraz potrafi to, co inne koty opanowują dopiero po latach intensywnego treningu, czyli umiejętność przebywania wszędzie naraz w dokładnie tym samym momencie. Nie żeby mi to jakoś dramatycznie przeszkadzało, ale czasem jednak chciałbym mieć chociaż ogólne pojęcie na temat lokalizacji Mordy w trosce o swoje własne zdrowie – już raz wlazł mi pod nogi jak niosłem ciężką paczkę od drzwi i tylko improwizowanej ekwilibrystyce zawdzięczam to, że nie odniosłem wtedy żadnych poważniejszych obrażeń (bo Morda, oczywiście, już sekundę później był zupełnie gdzie indziej).
Tak czy tak, mam wreszcie samobieżną platformę do ćwiczeń fitness – Morda sprawdza się w tej roli doskonale. Jeśli chodzi o takie co bardziej standardowe kocie zabawy, to mniej więcej godzinę zajęło mu wykombinowanie, że laser jest całkiem do bani, bo nie daje się złapać ani potarmosić, a poza tym zupełnie unieruchamia człowieka. A przecież chodzi o to, żeby człowiek ganiał co najmniej tyle samo, co kot (a już całkiem idealnie jest, kiedy to człowiek gania, a kot sobie siedzi i patrzy…).
Nie narzekam, broń Boże, ani trochę. Po prostu czasem bywam zmęczony…
źródło obrazków: swiatkotow.pl, e-tamaris.org, tapetus.pl