Nie interesuję się jakoś zajadle astronomią, ale od czasu do czasu mnie nachodzi chęć, by się dowiedzieć, co nowego wykombinowali naukowcy, więc uzupełniam braki raz na kilka miesięcy. Ostatnio znów mnie dopadła chętka, żeby sprawdzić, co w kosmosie piszczy, no to sobie poszperałem i przyznam, że kilka rewelacji jest dość zaskakujących. Zwłaszcza jedna, dotycząca pewnej nowoodkrytej czarnej dziury.
Zapewne wiecie, że mniej więcej w centralnej części naszej galaktyki (Drogi Mlecznej) znajduje się coś, co astronomowie określają mianem „supermasywnej czarnej dziury”. Krótko mówiąc to czarna dziura, tylko że pieruńsko gigantyczna: żeby uświadomić sobie choć w pewnym stopniu jej ogrom, trzeba się odwołać do matematyki. Otóż nasza Ziemia waży jakieś 6 x 1024 kilogramów. Słońce waży około 333 000 razy tyle, co Ziemia. A ta czarna dziura w centrum Drogi Mlecznej waży jakieś 4,31 MILIONA razy tyle co Słońce. I ma średnicę około 9 000 000 kilometrów. Robi wrażenie, prawda?
Ale przy najnowszym odkryciu astronomów to pikuś, i to na dokładkę naprawdę mały pikuś. Otóż bowiem panowie zajmujący się analizą zdjęć z teleskopu Keplera wykryli coś, co im zburzyło całkiem sporą ilość teorii na temat powstawania i istnienia czarnych dziur: obiekt o oznaczeniu SDSS J010013.02+280225.8 (albo krócej: SDSS J0100+2802) ma czarną dziurę o masie około 12 MILIARDÓW razy większej niż Słońce, której średnica wynosi 70 900 000 000 kilometrów. I powstało toto niecałe 900 milionów lat po Wielkim Wybuchu, czyli bardzo szybko w skali kosmicznej. Plus jest jeden: kosmos jest ogromny i od nas do tej czarnej dziury jest bardzo daleko, bo mniej więcej 12,8 miliarda lat świetlnych, więc póki co jesteśmy bezpieczni i nas nie wciągnie. Ale kto wie, co będzie za kilka miliardów lat…?
źródło obrazka: opb.org