Tegoroczna jesień jest naprawdę specyficzna i chyba największą póki co zmianą (ale jak znam życie, to nie ostatnią) jest to, że w domu zamieszkał mi Morda. I chociaż nie mogę w związku z tym narzekać na brak zajęcia, to i tak wyjazdów jest gdzieś tak dwa razy mniej niż w ubiegłym roku, co z grubsza znaczy tyle, że zacząłem się trochę nudzić. Pewnie, że mógłbym czytać książki, oglądać filmy i ogólnie marnować czas w jakiś ogólnie przyjęty i akceptowany sposób, ale ja szczerze nie znoszę marnowania czasu, więc opcji walki z nudą mam ździebko mniej niż przeciętny Kowalski.
To nie znaczy, że nic nie wykombinowałem – wymyśliłem sobie, że skoro gadam po polsku i angielsku, to może by tak się dokształcić w jakimś cokolwiek bardziej egzotycznym języku. Akurat się ciekawie złożyło, bo w Empiku wyhaczyłem kurs szwedzkiego online i doszedłem do wniosku, że na początek wystarczy mi w zupełności skandynawska wersja egzotyki. Znacie jakiegoś Polaka, co gada po szwedzku? No właśnie…
Jak się tak przyglądam swojej decyzji, to mam świadomość, że ten szwedzki nie przyda mi się pod kątem zawodowym i pewnie najbliższą okazją wykorzystania moich nowych umiejętności będzie jakiś wakacyjny wyjazd, ale i tak konsekwentnie uczestniczę w zajęciach. Raz dlatego, że się sam zdecydowałem i nikt mnie nie zmuszał, a dwa, że daje mi to kupę frajdy – naprawdę dawno się tak dobrze bawiłem ucząc się czegoś. I chociaż nie jest jakoś bardzo łatwo, to daję radę: lektorzy są w porządku, a materiały mam dostępne 24/7, więc mogę w każdej chwili wrócić do czegoś, czego jeszcze nie załapałem i powtarzać dotąd, aż zrozumiem. Zresztą mam niegłupią motywację: jest kilka naprawdę świetnych muzeów w Szwecji, które chciałbym odwiedzić…
źródła obrazków: sameapk.com, lettersfromgothenburg.wordpress.com, babbel.com