Mieszkanie w centralnej Polsce sprawia, że w zasadzie ma się wszędzie blisko, ale żeby sobie pojeździć do tego „blisko”, trzeba zarobić i to niemało, bo paliwo coraz droższe, a i zjeść czasem trzeba (o napiciu się i przespaniu nawet nie wspominam, bo to przecież oczywista sprawa). A żeby zarobić w miarę sensownie, to najlepiej być bardzo dobrym programistą albo mieć własną, nieźle zarabiającą firmę.
Ja się zdecydowałem na tę drugą opcję i generalnie nie żałuję, chociaż czasami człowieka coś trafia (takie coś na „sz”), kiedy próbuje wydrzeć pieniądze od kontrahenta. Nie żebym twierdził, że wszyscy są niesolidni, bo nie, ale jeszcze do niedawna miałem kilku absolutnych ulubieńców, z którymi ani prośbą, ani groźbą nie dało się nic wskórać – zwykle ściemniali, że faktura wysłana przeze mnie pocztą nie dotarła, no to jak mieli zapłacić? I lipa, nic nie dało się poradzić. Znaczy do czasu, aż się wreszcie wściekłem na tyle, żeby zechcieć coś z tym smutnym faktem zrobić.
Popytałem kilku mądrzejszych od siebie, pokombinowałem, pozastanawiałem się, pogmerałem w Internecie i w efekcie się zarejestrowałem w serwisie Flow 4 You, w którym sobie zarządzam swoimi fakturami online. Pomijając ogólną wygodę (bo już na przykład nie muszę myśleć o następnym regale na papierowe faktury) mam teraz też bezpośredni podgląd tego, kto i kiedy odebrał fakturę. I nie ma już migania się od płacenia, bo zawsze mogę pokazać takiemu komuś konkretne dane, z którymi dyskutować się już za bardzo nie da. A ja mam dzięki temu więcej czasu na jeżdżenie, co naprawdę bardzo lubię, no i mniej stresu, co lubię jeszcze bardziej…