Co jakiś czas mnie nachodzi pomysł, żeby się wyprowadzić w diabły ze stolicy i zamieszkać w jakimś innym miejscu. Czasami to „gdzie indziej” jest piekielnie daleko (na przykład w Australii), a czasami myślę o wyprowadzce na skalę zdecydowanie bardziej lokalną, czyli o zaczepieniu się gdzieś w Polsce. Z pracą problemu generalnie nie ma, bo klientom jest w sumie wszystko jedno, skąd dojeżdżam (i tak naprawdę nic a nic ich to nie interesuje), więc jedyny kłopot, jaki mam, to kwestia wybory miejsca. Jakiś czas temu optowałem raczej za Polską centralną, ale mi przeszło i teraz mam ochotę zamieszkać nad morzem.
Nawet sobie już zacząłem szukać możliwości mieszkaniowych i powiem Wam, że wcale nie jest źle – gdybym sprzedał swoje cztery kąty w Warszawie, to bez najmniejszego problemu by mi starczyło na to, żeby sobie kupić jakieś nowe mieszkanie w Gdańsku. Może niekoniecznie zaraz nad samym morzem, ale w wystarczająco fajnej lokalizacji, żeby się nad tym poważnie zastanowić.
Dlaczego do Gdańska, zapytacie. Przecież tam częściej po niemiecku się gada niż po polsku i w ogóle to sami turyści i tak dalej. Macie rację, oczywiście, ale weźcie tez pod uwagę, że po pierwsze stamtąd jednak jest bardzo blisko nad morze, że zadeptana przez turystów jest głównie Starówka, na której przecież nie zamierzam zamieszkać, no i że jest tam o miliard razy lepsze powietrze niż w moim rodzinnym stołecznym mieście. A zdrowie to jednak rzecz ważna i głupio sobie tak po prostu je odpuszczać – nie wiem, jak inni mieszkańcy Warszawy, ale ja na przykład jak wyjadę sobie stąd na dwa-trzy tygodnie w jakieś miejsce z czystym powietrzem, to po powrocie bardzo szybko siadają mi drogi oddechowe na kilka dni, dopóki się znów mi płuca nie przyzwyczają do tych ton zanieczyszczeń, które wdycham w Wawie. Chwilowo więc przemyśliwuję nad Gdańskiem…
Źródło obrazka: zlb.pl