Czasem łazi za mną jakiś smak i nie daje mi żyć. Może dlatego, że się przerzuciłem na zdrowsze jedzenie, a może dlatego, że po prostu mój organizm daje mi w ten sposób znać, że czegośtam mu trzeba – nie wiem. Wiem natomiast, że to piekielnie meczące, zwłaszcza wtedy, kiedy się ma ochotę na coś, tylko się nie wie konkretnie na co.
Szczęście w nieszczęściu w moim przypadku polega na tym, że nie jestem na jakiejś konkretnej diecie, więc nie muszę się kurczowo trzymać wymyślonych przez jakiegoś wirtualnego dietetyka zasad i potraw, a to z kolei znaczy, że w każdej chwili mogę zjeść to, na co mam ochotę. I tu dochodzimy do nieszczęścia, bo przez dobrych kilka dni nie wiedziałem, co mam chęć zjeść…
Dowiedziałem się przypadkiem: jeden z kumpli mieszka na Ursusie i akurat się ustawiliśmy na spotkanie przy piwku, więc nie pojechałem autem, tylko skorzystałem z „dobrodziejstw” naszej stołecznej komunikacji (od razu dodaję, że tylko w tamtym kierunku – wróciłem do siebie taksówką). Piwo jak to piwo, zaostrzyło apetyt, a że ja tamtej okolicy nie kojarzę jakoś szczególnie pod względem możliwości gastronomicznych, zdałem się na kumpla. I to był strzał w dziesiątkę.
Poszliśmy do jego ulubionej pizzerii na Ursusie, a jak tylko tam weszliśmy, mój nos skontaktował się z żołądkiem, a ten z mózgiem i kubkami smakowymi, w wyniku czego okazało się, że od kilku dni mam dziką i niepohamowaną chęć na wszamanie dużej, pikantnej jak samo piekło pizzy. No to sobie taką zamówiłem, a niedługo później siedziałem rozparty w krześle jak jakiś królewicz i pochłaniałem pizzę o wszystko mówiącej nazwie American Hot. Jakbyście kiedyś potrzebowali zjeść dobrą pizzę na Ursusie, to śmiało zasuwajcie do lokalu, w którym byłem, czyli do Domino’s Pizza na Składkowskiego 4. Tam wiedzą, jak zrobić człowiekowi dobrze. Przy pomocy pizzy, rzecz jasna 🙂
źródło obrazka: amazon.com