Nie wiem, jak wy, ale ja na przykład bardzo się cieszę, że moje auto nie jest naszpikowane elektroniką od podłogi po dach. Nie żebym miał coś przeciwko różnym udogodnieniom i systemom bezpieczeństwa, ale mam wrażenie, że wiele z tych przełomowych i pionierskich rozwiązań jest najzwyczajniej w świecie niedopracowanych. Skąd taki pomysł?
Ano przeczytałem niedawno w sieci, że był sobie w Stanach Zjednoczonych człowiek, który miał taki właśnie bardzo inteligentny samochód z pierdyliardem różnych systemów bezpieczeństwa i autopilotem. I któregoś dnia gościu jechał sobie za jakąś ciężarówką, a samochód jadący na autopilocie uratował mu życie kiedy zmieniająca pas ruchu ciężarówka prawie na niego wjechała. „Prawie” tylko dlatego, że autopilot zmienił tor ruchu samochodu i uniknął zderzenia. Świetna sprawa, prawda?
Tyle tylko, że ten sam autopilot jakiś miesiąc później nie zauważył, że jadąca przed nim ciężarówka skręca w lewo i nie wyhamował samochodu, siłą rzeczy więc do zderzenia tym razem doszło, a kierowca jednak nie uniknął wypadku. Ani śmierci, niestety. Przyznacie sami, że to chyba wystarczający powód do tego, żeby do rozmaitych nowinek technologicznych montowanych na pokładach seryjnie produkowanych aut podchodzić jednak z pewnym sceptycyzmem i odrobiną nieufności, prawda?
Żeby nie było: nie nawołuję w żaden sposób do zaprzestania prac nad takimi rozwiązaniami, bo w dłuższej perspektywie z ich stosowania wynika więcej korzyści niż strat, chciałbym tylko, żeby użytkownicy tych technologii nie wierzyli im ślepo. Elektronika nie myśli, ludzie owszem. I warto z tego korzystać…
źródła obrazków: recesslv.com, www.digitaltrends.com, www.youtube.com