Ładnych parę lat już spędziłem za kółkiem i to nie tylko na naszych fantastycznych, cieszących się zasłużoną niesławą polskich drogach, ale też i w kilku krajach ościennych, jak na przykład Stany Zjednoczone, Kanada czy nawet pobliska Australia. I chociaż przeważnie na drogach mijałem bardziej lub mniej standardowe samochody, motocykle czy inne pojazdy kołowe, to jednak co jakiś czas zdarzało się wpaść na coś zdecydowanie bardziej ekstrawaganckiego i przykuwającego uwagę. I właśnie temu faktowi chciałbym poświęcić nieco miejsca na blogu dzisiaj.
Jak byłem młodszy, to myślałem, że najdziwniejszą rzeczą na kółkach widzianą przeze mnie w normalnym ruchu drogowym był były wojskowy transporter opancerzony marki SKOT, spotkany gdzieś w okolicach Poznania bodajże. Przez długi czas był, ale potem wyjechałem na pewien czas za ocean, a tam ludzie mają niebywałą wyobraźnię, więc zobaczyłem między innymi samochód Pogromców Duchów, wóz Mad Maxa oraz coś, co najbardziej przypominało PapaMobile, tylko bez papieża. O sporej liczbie aut ucharakteryzowanych na różne rekiny, owoce czy inne żyjątka, a także o rodzimym unikacie w postaci Fiata 126p cabrio (konstrukcja stworzona ewidentnie przy użyciu gumówki i dużej dozy optymizmu) nawet nie wspominam, choć też były ciekawe.
Z uwagi na fakt, że na przykład mój brat posiada potomstwo, wiem o istnieniu pojazdów typu „rowerek biegowy”, ale w wersji dziecięcej. Nie miałem do niedawna pojęcia, że znalazł się ktoś na tyle genialny/szalony*, aby zaproponować podobne rozwiązanie dla dorosłych. Otóż więc spieszę z doniesieniem, że się znalazł, że jest Niemcem i że prototyp pojazdu, w którym można poudawać Flintstone’ów nazywa się Fliz.
To podobieństwo brzmieniowe nie jest moim zdaniem przypadkowe, a Fliz bezapelacyjnie wskoczył na pierwsze miejsce mojej prywatnej listy najdziwniejszych pojazdów do poruszania się po drogach…
——————
* niepotrzebne skreślić
źródło obrazków: gizmag.com, thekevinchen.wordpress.com, hellozdrowie.pl