Sam w sumie nie wiem, dlaczego z takim entuzjazmem rzuciłem się do poszukiwań samochodu na trasę, ale faktem jest, że praktycznie cały grudzień mi upływa pod znakiem rozglądania się za jakimś fajnym wózkiem. Z uwagi na aurę za oknem jakoś tak ciut bardziej zaczęło mnie ciągnąć w kierunku aut mogących sobie dobrze poradzić ze śniegiem na drodze, no i siłą rzeczy wpadłem na Škodę Octavię Scout – zobaczcie sobie zresztą całkiem ciekawy test tego wozu.
Co mnie najbardziej w tym samochodzie zaintrygowało, to fakt, że ma ogromny jak na tę klasę prześwit – 170 milimetrów w rodzinnym kombi to zdecydowanie nie jest norma, ale z mojej perspektywy to wielki plus, bo typowe na naszych drogach śniegi temu sprzętowi nie będą przeszkadzać w jeździe. A ja przecież czasem muszę dojechać gdzieś na jakieś zad…(ekhem), peryferie 🙂
Oprócz tego Octavia Scout ma napęd na 4 koła. I to nie byle jaki, tylko Haldexa. Z dodatkowym wsparciem elektroniki. Z grubsza rzecz biorąc znaczy to tyle, że ten samochód się nie ślizga. I znów z mojej perspektywy bomba, tym bardziej, że ja nie potrzebuję wozu terenowego (bo wtedy bym szukał Jeepa), tylko komfortowego wózka na długie trasy.
A propos komfortu, to bagażnik ma normalnie 610 litrów pojemności, a jak się złoży tylną kanapę, to się z tego robi 1740 litrów. 1740! Dla mnie jednego! Pół domu bym tu chyba wpakował i pewnie bym nie zauważył… Krótko rzecz biorąc, bardzo mi się Octavia Scout spodobała i mam z nią tylko jeden, jedyny zgryz: w tym momencie mnie na nią nie stać, chyba, że wezmę kredyt (a tego chciałem uniknąć). Dam sobie jeszcze trochę czasu, bo może jeszcze coś innego wyhaczę, ale póki co to zdecydowany faworyt na miejsce Wołgi. I, cholera, nawet ten kredyt mnie nie odstrasza.
źródło obrazka: www.caradvice.com.au