Bardzo lubię się czasem po naszym pięknym kraju poszwendać tak bez konkretnego celu, a chwilowo moim ulubionym rejonem tego rodzaju wypraw jest szeroko rozumiana północna część Polski: tak od Helu aż do Obwodu Kaliningradzkiego. Dla mnie to wciąż bardzo mało znany teren – poza miejscami, do których jeżdżę normalnie (czyli większych miast i miasteczek) w sumie nie znam tego regionu. Ale nadrabiam zaległości z uporem godnym pewnie jakiejś lepszej sprawy, a odkąd mam nowy samochód i na horyzoncie już majaczy wiosna, tym bardziej mam chętkę znów wyruszyć na poszukiwanie kolejnego ciekawego miejsca.
Jak znam życie i ludzi, to pewnie część z Was mi nie uwierzy, że da się coś fajnego zobaczyć w ten sposób, ale ja swoje wiem – gdyby nie ta chęć do zapuszczania się w nowe rejony, pewnie nigdy bym się nawet nie dowiedział, że w okolicach Kętrzyna i Wilczego Szańca jest inny kompleks podobnych bunkrów, tylko że zachowanych w znacznie lepszym stanie, bo nie zostały wysadzone. Ani nie zobaczyłbym na własne oczy pieruńsko wielkiej śluzy na jednym z jezior nieopodal tego kompleksu bunkrów, przez którą to śluzę miały podobno przepływać niemieckie U-booty (z tym przepływaniem to oczywiście bajka, ale konstrukcja jest naprawdę ogromna).
A skoro już o tym mowa, to pewnie też bym nie trafił na najbardziej odjechane skrzyżowanie, na jakim w życiu przyszło mi się znaleźć. Najgorsze, że nie pamiętam w jakim mieście to było, ale skrzyżowanie pamiętam bardzo dobrze, bo wyobraźcie sobie, że jadę sobie spokojnie ulicą dochodzącą do (chyba) ronda, a tuż obok jakby nigdy nic stoi sobie najzwyczajniejsza w świecie… łódź podwodna. Pomalowana na czarno. I wielka. Gigantyczna. To chyba jednak było rondo, bo pamiętam, że długą chwilę się nie mogłem otrząsnąć z szoku i jeździłem w kółko żeby się w miarę dokładnie tej masie żelastwa przyjrzeć. Jakbyście wiedzieli, gdzie to jest (bo że w północnej Polsce to na pewno), dajcie znać w komentarzach – z chęcią się tam wybiorę znowu!
Źródło obrazka: turbosquid.com