Od czasu ostatnich problemów mojego brata w uzyskaniem odszkodowania (pisałem o tym więcej pod koniec stycznia) o ubezpieczeniach w ogóle wiem zdecydowanie więcej, niż przeciętny pożeracz razowca. Kupiłem sobie nawet polisę na życie i zawczasu rozszerzyłem ją o ubezpieczenie od następstw nieszczęśliwych wypadków (w skrócie NNW). Powód jest prosty: nie spieszy mi się ani na tamten świat, ani do szpitala, ale – jak mawiał mój tata – nie ja tu karty rozdaję, więc muszę jakoś zadbać o to, żeby w sytuacji bez wyjścia nie zostać bez wyjścia.
Czym się różni pakiet NNW od polisy na życie? Ano przede wszystkim tym, że odszkodowanie jest wypłacane nie tylko na wypadek śmierci, ale przede wszystkim w sytuacji, gdy się ubezpieczony (czyli ja) stanie niezdolny do pracy albo poniesie uszczerbek na zdrowiu, lub zostanie inwalidą wskutek nieszczęśliwego wypadku. Mało tego: nawet zawał i udar mózgu są w mojej polisie ujęte jako powód do wypłaty odszkodowania i chociaż nie przewiduję takich atrakcji w swoim życiu, to jednak różnie to bywa…
Powtórzę więc raz jeszcze to, co pisałem miesiąc temu: jeśli macie pracę choć trochę podobną do mojej, czyli dużo jeździcie po naszym kraju (i nie tylko), a dodatkowo macie choć jedną osobę, na której Wam zależy, to naprawdę nie zastanawiajcie się zbyt długo i wykupcie chociaż polisę NNW. Jeśli nawet nie ze względu na siebie, to z uwagi na tego kogoś. Uwierzcie mi, że wiem, co mówię – Maciek, mój brat, już teraz jest pozapożyczany na całego (w tym u mnie, co akurat jest o tyle fajne, że ja nie naliczam odsetek ani nie wyznaczam terminu zwrotu kasy), bo chce wrócić do pełnej sprawności fizycznej jak najszybciej, a to oznacza rehabilitację za własne pieniądze, bo państwowa służba zdrowia wyznaczyła mu wolne terminy za pół roku… Przemyślcie to. Poważnie.
źródło obrazka: borawskiinsurance.com