W ostatnich dniach sierpnia tego roku stało się coś, czego chyba nikt się nie spodziewał (a już na pewno nie ja) – otóż przedstawiciele BMW oświadczyli całkowicie poważnie, że do roku 2015 wszystkie modele samochodów tej marki będą hybrydowe. Żadnych kompromisów, żadnych opcji dla chętnych, nic z tych rzeczy. Po prostu koncern będzie od teraz tak ekologiczny, jak żaden inny producent aut na świecie. Podobną drogą idzie Toyota, która tworzy naprawdę ciekawe modele samochodów hybrydowych (recenzję praktycznej Toyoty Auris Touring Sports 1.8 Hybrid Freestyle znajdziecie na blogu namasce.pl – klik).

Na pytanie o powody tej raczej drastycznej decyzji firma odpowiedziała, że najważniejszą przyczyną tak dużej zmiany jest coraz większe obostrzanie norm emisji spalin wymaganych do dopuszczenia nowych modeli aut do produkcji oraz do ruchu. I choć mnie osobiście wydaje się to ździebko naciąganą argumentacją, to jestem w stanie zrozumieć, że najprostszą metodą obejścia norm jest skonstruowanie pojazdu, do którego nie mają one zastosowania.
Problem widzę gdzie indziej, ale najwyraźniej nie przeszkadza on specjalistom z BMW – chodzi o to, że póki co elektryczne modele tych wózków sprzedają się zaskakująco dobrze (szczególnie w USA). Wszystko fajnie, ale w mojej opinii działa to teraz bardziej na zasadzie: „stać mnie, to sobie kupię elektryka od BMW i pokażę, jaki jestem zajebisty”. Ludzie lubią czuć się wyjątkowo, a jak patrzę na przykład na model i8, to wcale się nie dziwię, że go kupują – jest czym i poszaleć, i przyszpanować.

Tyle tylko, że to się skończy, jak wszyscy będą jeździć elektrykami czy hybrydami. Nikt już nie będzie wyjątkowy, superekologiczny i bardziej przyjazny dla powłoki ozonowej niż reszta świata. A to może oznaczać zmniejszenie zainteresowania ofertą BMW. I choć nie przepadam za „bejcami”, to mimo wszystko byłoby mi trochę szkoda, gdyby ich pójście z prądem skończyło się na całkowitym popłynięciu…
źródła obrazków: bmwblog.com, mashinsport.com