Pisałem już parę dni temu, że udało mi się nie przegapić dobrego momentu na zakup prezentów wielkanocnych i całe szczęście, bo teraz pewnie bym już nie dał rady kupić wszystkiego – na koniec zostawiłem sobie to, co i tak załatwiałbym przez Internet, czyli kwestię obdarowania mojej drugiej połowy jakimś specjalnym prezentem. Ponieważ opcje najbardziej oczywiste w postaci pobytu w SPA i skomponowania swoich perfum już wykorzystałem na początku miesiąca (Dzień Kobiet), teraz zostało mi tylko coś bardziej ekstrawaganckiego.
Ponieważ Wielkanoc najlepiej jest spędzić z najbliższymi, pewne opcje od razu odpadły, a inne (w rodzaju masażu, pedicure’u czy wszelkich zabiegów upiększających) byłyby zbyt podobne do poprzednio wybranych, postanowiłem zagrać va banque i wybrałem coś, dzięki czemu i ja sobie trochę odpocznę – parę dni (akurat tych świątecznych) w Bieszczadach, w uroczym hotelu. Tak, wiem, wymiksowałem się z rodzinnych świąt, ale coś za coś: zwykle jestem na miejscu cały czas, kiedy ktokolwiek mnie potrzebuje, więc raz na jakiś czas mogę sobie wyjechać i świat oraz moja rodzina powinny dać sobie radę. A przynajmniej tak mi się wydaje.
Tak czy siak na tym nie skończyłem, bo chyba nie umiem kupować prezentów pojedynczo 🙂 Do kompletu wybrałem jeszcze warsztaty kuchni włoskiej, bo raz, że moja ukochana bardzo lubi tę kuchnię, a dwa, że ja lubię jeść to, co ona upichci. No i teraz pozostaje tylko czekać na wyjazd i relaks (niespecjalnie przeraża mnie potencjalnie kiepska pogoda w górach), a potem na nowe propozycje kulinarne – naprawdę jestem ciekaw, co z tego wyniknie…
Źródło obrazka: summitpost.org