Z natury jestem osobnikiem dość odpornym na wszelkiego rodzaju reklamę i nie zwykłem kierować się wyłącznie emocjami podczas podejmowania istotnych decyzji (a do takich zaliczam na przykład przemeblowanie), ale co jakiś czas dla świętego spokoju ulegam różnym „delikatnym sugestiom”. Szczególnie wtedy, gdy sugestie te pochodzą od mojej pani, która niedawno temu zauważyła na przykład, że mamy już lato, całkiem przyjemną pogodę, a u mnie na balkonie nie da się usiąść i wypić czegoś orzeźwiającego.
Ano nie dało się, bo ździebko był zagracony, ale idąc za radą postanowiłem znaleźć i kupić pasujące do tych niecałych dziesięciu metrów kwadratowych meble na balkon. Pomyślałem sobie jednak, że nie pójdę po linii najmniejszego oporu i kupię coś modnego. Krótko mówiąc żaden tam rattan czy inne tego typu śmieci, tylko meble balkonowe robione na zamówienie przez firmę zajmującą się produkcją gadżetów w stylu mebli z palet.
Poszukałem, podzwoniłem, popytałem, aż wreszcie znalazłem to, o co mi chodziło. Zamówiłem sobie milutki komplecik złożony z takiej narożnej kanapy i dość dużego stołu pod wymiar, poprosiłem żeby mi to wszystko na miejscu oszlifowano i pomalowano (oczywiście nie za darmo) i po jakimś czasie odebrałem zamówienie. Dowiedziałem się nawet, że jakbym kiedyś planował z tego zrobić komplet mebli na taras (którego chyba jednak nieprędko się dorobię), to nie trzeba będzie to duży kłopot.
Chwilę mi zajęło wtarganie tego do domu (ale od czego jest winda i pomysłowość), a potem już tylko testy i finalna opinia osoby najbardziej zainteresowanej. Na szczęście reakcja oscylowała gdzieś pomiędzy zachwytem a wniebowzięciem, więc nie żałuję ani złotóweczki wydanej na ten zbożny cel. No i mam wreszcie gdzie usiąść latem i wysączyć wieczorem chłodne piwko…
źródło obrazków: outdoor.miguelsoll.com, www.99pallets.com, diy-enthusiasts.com