W tym roku postanowiłem się jednak ruszyć z domu i wyjechać na krótkie wakacje. Cel niespecjalnie finezyjny, bo nad Bałtyk, ale za to wybrałem sobie taki termin, żeby mi żadni żądni ostatnich ochłapów lata plażowicze nie pałętali się pod nogami. A przynajmniej nie zanadto. I dlatego właśnie jadę sobie we wrześniu.
W normalnych warunkach (czytaj: latem, kiedy są piekielne upały) pewnie bym się chwilę zastanawiał, co zabrać na wakacje nad morzem, ale wczesną jesienią nie zamierzam się nawet przejmować. Biorę to, co konieczne, a jak będę czegoś potrzebował, to najwyżej kupię. Pewnie, że takie podejście nie jest najekonomiczniejsze pod słońcem, ale po pierwsze wrzesień to już jednak po sezonie, więc ceny niższe, a po drugie naprawdę nie lubię wozić ze sobą pierdyliona gratów. W Lodzię oczywiście by wszystko wlazło, bo to pojemny wózek, ale nie widzę potrzeby zaśmiecania auta czymś, z czego nie skorzystam.
Zupełnie przy okazji zamierzam się wybrać na spokojnie do Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu, żeby na spokojnie zobaczyć efekty pracy ekipy Pancernych Magików z Poznania – chłopaki nie tak dawno temu skończyli składać do kupy resztki niemieckiego Pz. IV i strasznie jestem ciekawy, jak to wygląda z bliska. Zdjęcia i filmiki robią wrażenie, ale na żywca to jednak zupełnie inna sprawa.
No i oczywiście sobie wypocznę nad naszym pięknym, polskim morzem. Może i nie jest to Adriatyk albo inny Balaton, ale swój urok ma. Zwłaszcza jesienią, kiedy pomału zaczynają się sztormy i można sobie wtedy na puściutkiej plaży zobaczyć na własne oczy, dlaczego morze to żywioł…
źródła obrazków: w-dog.net, favim.com, gallipoli2015tour.wordpress.com