Historia bywa czasem bardzo złośliwa, o czym wiedzą wszyscy ci, którzy choć trochę się nią interesują, w tym przypadku jednak stwierdzam, że przeszła samą siebie – ustanowienie stolicy Niemiec we Wrocławiu nie trwało długo, nie wymagało pierdyliona dokumentów i jakichś wzajemnych umów międzynarodowych, nawet nie trzeba było specjalnie nic przebudowywać: ot, po prostu pewnego jesiennego dnia Wrocław stał się Berlinem. A załatwił to nie kto inny, jak sam mistrz Spielberg…
Tak, tak, dobrze widzicie – problem w tym, że to jeszcze przedunijny Berlin, więc na ulicach widać głównie słynne „garbuski” i… czołgi. Wszystko dlatego, że sławny reżyser uznał, że Wrocław zdecydowanie bardziej się nadaje do pokazania jako Berlin w latach 50. i 60. XX wieku (czyli w okresie zimnej wojny) niż sam Berlin, więc jeszcze do 20 listopada 2014 będą w stolicy Dolnego Śląska kręcone zdjęcia do najnowszego filmu Stevena Spielberga. Obraz ma tytuł „St. James Place” i będzie szpiegowskim thrillerem (scenariusz napisali bracia Coen na spółkę z Mattem Charmanem), a w głównej roli zobaczymy Toma Hanksa.
Nie nastawiam się osobiście na jakąś szczególnie wysmakowaną rozrywkę, bo historia jest amerykańska, oparta na faktach (Incydent U-2) i ma szczęśliwe zakończenie, ale piszę o tym filmie ze względu na najważniejszych bohaterów drugoplanowych, czyli czołgi. Wystąpią nasze, rodzime, polskie (no dobrze, poradzieckie) stalowe bestie pochodzące ze zbiorów Muzeum Broni Pancernej CSWL w Poznaniu. Dokładniej rzecz biorąc T-54 i T-55, oba doprowadzone niedawno do stanu jezdnego. I to jest bardzo ważna sprawa, bo być może za pieniądze zarobione na wypożyczeniu tych maszyn do filmu chłopaki z CSWL będą mogli przywrócić do pełnej sprawności inne sprzęty z muzeum – a jeszcze trochę ich tam jest. Filmu więc nie polecam, ale wizytę w poznańskim MBP jak najbardziej!