Mam takie nieodparte wrażenie, że się ostatnio zrobiła jakaś dziwna moda na to, żeby każdy producent pojazdów samochodopodobnych wypuszczał na rynek superhiperduperultranajszybszy wóz na świecie. Poważnie. Jak się dobrze przyjrzeć, to pewnie nawet w jakimś Mozambiku dałoby się znaleźć grupkę pasjonatów, którzy w zacisznych ścianach garażu budują z ultralekkich stopów konstrukcję, której jedynym celem istnienia jest pobicie rekordu szybkości czy to w normalnym ruchu drogowym, czy to na torze.
Krótko mówiąc: mam trochę tego dość. Zwłaszcza, że niektóre z tych projektów na sto kilometrów śmierdzą czystą propagandą – taki jest na przykład ten z Meksyku, o nazwie „Inferno”. Pełna nazwa brzmi Inferno Exotic Car i sam a w sobie jest wystarczająco podejrzana, ale spójrzmy na podane przez przyszłyh-niedoszłych konstruktorów fakty: rzeczone Inferno ma karoserię zaprojektowaną jakoby przez włoskiego stylistę, ma być wyposażone w silnik generujący 1400 koni mechanicznych mocy, materiałem użytym do budowy ma być specjalny stop srebra, aluminium oraz cynku (dzięki czemu materiał ten podobno waży o niemal 50% mniej niż stal i jest od niej o wiele wytrzymalszy!) i ma zostać już wkrótce zaprezentowany szerokiej publiczności. Sporo tych „ma”, prawda?
Według mnie natomiast to jedna wielka ściema i pic na wodę – i nie chodzi o to, że Meksyk nie ma własnego przemysłu motoryzacyjnego, bo Polska też przecież nie ma, a Arrinera jakoś powstała. Bardziej mam na myśli fakt, że jak się popatrzy na dostępne w sieci zdjęcia tego potworka, to pierwsze skojarzenie nie dotyczy motoryzacji: mnie osobiście Inferno Exotic Car przypomina krzyżówkę designerskiej mydelniczki z kaskiem rowerowym. Ale może jestem po prostu uprzedzony, więc cierpliwie poczekam na produkcję seryjną, która (o czym zapomniałem wspomnieć wyżej) ma ruszyć już w tym roku…
źródła obrazków: www.univision.com, moto.wp.pl, www.yahoo.com