Sporo już czasu minęło odkąd pisałem o Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie i przyszła najwyższa pora, żeby znów o tej zacnej instytucji parę słów naskrobać. Rzecz jasna w kontekście pewnego unikalnego samolotu, który względnie niedawno tam trafił, o czym z kolei ja się dowiedziałem zupełnie przypadkiem i zaledwie parę dni temu. Sprawa jest o tyle ciekawa, że ten pojazd powietrzny próbowałem zlokalizować już od dobrych kilku lat, ale zawsze mi się sprytnie wymykał. Tym razem jednak przyszpiliłem go na dobre, wiem na którym lotnisku stacjonuje i na pewno się wybiorę zobaczyć go na własne oczy.
Chodzi o maszynę, która naszych co bardziej „patriotycznie” nastawionych rodaków przyprawi pewnie o palpitację serca, mianowicie o niemiecki samolot myśliwski z okresu II wojny światowej Messerschmitt BF-109 w wersji G6. Ten samolot jest o tyle unikatowy, że w Polsce nie mamy innego kompletnego w żadnym muzeum (tylko jakieś resztki tu i ówdzie), a stan jego zachowania graniczy z doskonałym dzięki temu, że bardzo niedługo po swoim pierwszym starcie bojowym maszyna z do dziś niewyjaśnionych przyczyn (podejrzewa się błąd pilota lub akt sabotażu) runęła do jeziora Trzebuń.
Wydobyto ją po 55 latach od katastrofy (w roku 1999), odrestaurowano i teraz można „czerwoną trójkę” podziwiać, choć tylko na ziemi – nie poleci już nigdy, bowiem pomimo deklaracji pomocy ze strony… producenta (!) podjęto decyzję o tym, by samolot zachował możliwie największą liczbę oryginalnych części. Przystosowanie do lotu wymagałoby, niestety, wymiany większości z nich. I choć trochę żal, że w Polsce nie mamy latającego Messera, to ja osobiście jestem za tym, żeby zachowywać historię jak tylko się da.
Problem był tylko taki, że jeszcze z pięć-sześć lat temu można było się wybrać na piknik lotniczy do Góraszki i tam sobie „Gustava” obejrzeć. A potem wsiąkł jak kamfora, telefon na lotnisku przestał odpowiadać i generalnie już się zastanawiałem, czy nie podzielił losu wielu innych wielkogabarytowych zabytków militarnych wywiezionych z kraju do prywatnych kolekcji. Kiedy więc jakimś przypadkiem przeczytałem, że jedyny w Polsce „Gustav” jest w Krakowie, odetchnąłem z ulgą, upewniłem się, że jest na ekspozycji i mam w planach wyjazd. Albo może wylot…?
Źródło obrazka: airwargame.com