Tak sobie pomyślałem, że w sumie kradzież auta w Polsce może się przytrafić każdemu: nie dlatego, że wszyscy zasuwamy po drogach takimi fajnymi brykami, ale dlatego, że po prostu to najlepszy sposób na zdobycie tanich części zamiennych do swojego wózka, jak się zepsuje. Dzisiaj więc podzielę się z moimi czytelnikami kilkoma znanymi mi metodami na podprowadzenie samochodu. I od razu dodaję, że nie robię tego po to, żeby kradzieże propagować, ale właśnie po to, żebyście się 77 razy zastanowili, zanim na przykład rzucicie się do udzielania pomocy kolesiowi, który na waszych oczach „zemdlał” na parkingu.
No więc skoro już przy omdleniach jesteśmy, to jest to jedna z najskuteczniejszych metod – gościu udaje nieprzytomnego i liczy na łosia, który wysiądzie z auta i zostawi kluczyki w stacyjce. Zabawne, ale większość tak właśnie robi. Podchodzimy do biednej „ofiary”, a ona nagle się zrywa, wali nas po łbie jakimś obrzynem bejsbola czy inną butelką (nie zawsze, ale się zdarza), wskakuje do naszego auta i tyle go widzieliśmy. XXI wiek to brutalna rzeczywistość i jak się chcemy bawić w miłosiernego Samarytanina, to zamiast wysiadać z auta wezwijmy do takiego delikwenta pogotowie, niech oni się martwią. My mamy ważniejsze sprawy. I auto.
Złodzieje są spryciarzami, pamiętajcie. Może się zdarzyć, że zaparkujemy pod jakimś hipermarketem, a kiedy wrócimy do auta i ruszymy z parkingu, to się okazuje, że cała tylna szyba jest zasłonięta jakimś jebitnie wielkim i łopoczącym jak flaga kawałkiem papieru. No to sru: wysiadamy szybciutko i ściągamy papier, po czym zostajemy na parkingu, bo nam właśnie złodziej zwinął auto spod nosa. Wymiana ulotki na samochód to słaby biznes, dlatego jak już nam coś tę tylną szybę zasłania, to odjedźmy ze 100 albo 200 metrów dalej i wtedy zajmijmy się ściąganiem tego z szyby – złodzieje są sprytni, ale na 100 metrów biegają nie tak szybko, żeby zdążyć nam zwinąć samochód w takiej sytuacji.
Podobnie rzecz się ma z metodą na butelkę: wkłada się butelkę z wodą w tylne nadkole i czeka, aż łoś-kierowca wysiądzie, żeby sprawdzić, co mu zaciera podczas cofania. Dalszy ciąg jest jak w opcji z ulotką, tyle, że zostajemy z butelką wody, która ma nieco większą wartość niż papier.
Krótko mówiąc: trzeba uważać. I nigdy nie można lekceważyć złodziei oraz myśleć, że nam się takie coś nie przydarzy, bo nawet zajeżdżony do granic możliwości Golf „dwójka” może być dla niektórych łakomym kąskiem…