Po przejechaniu moją starą, dobrą Wołgą iluśtamdziesięciu tysięcy kilometrów po Polsce i nie tylko potrafię docenić to, że auto nie jest naszpikowane elektroniką od podwozia po dach, bo dzięki temu w wielu przypadkach da się jakieś usterki naprawić samemu i dojechać do celu. Z drugiej strony odkąd przesiadłem się na Lodzię (tak na wszelki wypadek – chodzi o Dacię Lodgy) umiem też cieszyć się z tego, że rozmaite przydatne systemy jednak w aucie są i działają, nawet jeśli korzystanie z nich nieco zwiększa mi ilość paliwa spalanego w trasie.
Kiedy jednak parę lat temu do bolidów Formuły 1 wprowadzono rewolucję w postaci systemu KERS pomyślałem od razu, że pewnie dłuższą chwilę potrwa, zanim takie rozwiązania będą stosowane w samochodach dla normalnych ludzi, a i to pewnie tylko w jakichś sportowych modelach. No i na początku miałem rację, bo „kersy” montowane były tylko w prototypowych konstrukcjach. A potem Mazda wymyśliła sobie system i-ELOOP…

Niby nic szczególnie przełomowego, bo nadal chodzi o odzyskanie części energii traconej podczas hamowania, tyle tylko, że inżynierowie Mazdy podeszli do sprawy niestandardowo – zamiast montować w samochodzie akumulatory do magazynowania odzyskanej energii, użyli superkondensatora. W efekcie i-ELOOP jest o wiele lżejszy i zajmuje mniej miejsca niż podobne systemy stosowane powszechnie przez konkurencję na przykład w autach hybrydowych, a główna różnica polega na tym, że odzyskana energia nie jest gromadzona „na później”, tylko od razu przekazywana do tego systemu, który akurat w danej chwili potrzebuje jej najbardziej. Jaka z tego korzyść? Ano taka, że auto spala mniej paliwa – zwłaszcza podczas jazdy po mieście, gdzie hamowania i przyspieszania jest przecież mnóstwo. Więcej detali na ten temat (po angielsku) w filmiku poniżej:
https://www.youtube.com/watch?v=E7UB6WPTvoQ
źródła obrazków: waynesworldauto.co.uk, wykop.pl, youtube.com