Volkswagen XL1 to jedno z tych nielicznych seryjnie produkowanych aut, których wszystkie egzemplarze zostały wykupione na długo zanim w ogóle samochód trafił na taśmę montażową. W sumie trudno się dziwić, bo sprzęt jest unikalny nie tylko pod względem wyglądu, ale przede wszystkim dlatego, że średnio na trasie pali niecały litr paliwa na każde 100 kilometrów. Tak, dobrze przeczytaliście – dokładnie to producent podaje wartość 0,9 litra/100 km poza miastem. Ten właśnie parametr sprawia, że VW XL1 to najoszczędniejsze seryjnie produkowane auto na świecie, przynajmniej póki co.
Wynik ten był do osiągnięcia wyłącznie dzięki temu, że XL1 jest wozem nietuzinkowym pod prawie każdym względem. Nie znaczy to, że nie ma wad (o nich za chwilę), ale do niekwestionowanych zalet należy całkowita waga wynosząca 795 kilogramów, wspomniane już spalanie, ciekawy design i niegłupie osiągi (auto od 0-100 km/h przyspiesza realnie w 11,6 sekundy, choć producent twierdzi, że w 12,7…).
Zdecydowanym minusem tej niecodziennej bryczki jest natomiast jego użytkowość – wielkość bagażnika to jakiś żart (120 litrów), a fakt, że jest on odgrodzony od mocno nagrzewającego się silnika cieniutką ścianką z płyty karbonowej sprawia, że bagażnik w XL1 najlepiej sprawdza się jako samobieżny piekarnik.
Hamulce też są kiepściutkie, bo na wyhamowanie ze 100 km/h Volkswagen XL1 potrzebuje aż 42 metrów i to niezależnie od tego, czy tarcze są zimne, czy ciepłe. Wynik sporo poniżej przeciętnej, co w kontekście ceny tego wózka (ponad 460 000 złotych!) sprawia, że nawet malutka kolizja może być bardzo kosztowna.
Jeśli mam być tak całkiem szczery, to gdybym był jednym z tych 250 farciarzy, co sobie to ufo kupili, postawiłbym go w garażu, okrył jakimś pokrowcem czy czymś takim i pozwolił mu się trochę zestarzeć – ceny już rosną i pewnie za kilka lat można byłoby jakiemuś napalonemu kolekcjonerowi sprzedać to cacko za okrągły milionik albo i więcej złociszy…
źródła obrazków: autoevolution.com, staudstudios.com, automobilesreview.com