Trochę się ostatnio zmartwiłem, bo dziś rano po wypiciu mojej wybłaganej u lekarza jednej kawy tygodniowo (o moich negocjacjach w tej sprawie pisałem parę dni temu) zaczął mnie boleć brzuch. Nie jestem panikarzem ani jakimś hipochondrykiem, ale od razu mi w głowie zaświeciła się lampka ostrzegawcza. Póki co postanowiłem jednak nie świrować i poczekać na dalszy rozwój wypadków – nie będę przecież z byle pierdołką ganiał do przychodni, bo to równie dobrze mogła być zwykła kolka brzuszna jak coś ździebko bardziej poważnego.
Żeby nie siedzieć na pusto na tyłku zacząłem przekopywać Internet w poszukiwaniu jakichś sensownych informacji, ale (jak zawsze) okazało się, że jeśli złapał mnie ostry ból brzucha, to w najlepszym wypadku mam raka jelita i za chwilę umrę, a w najgorszym mam raka jelita, grypę żołądkową, marskość wątroby, niewydolność nerek oraz kamicę żółciową i w zasadzie to już powinienem nie żyć…
Generalnie jednak (mimo wszechobecnej paniki nowotworowej) dowiedziałem się, że taka kolka brzuszna to jednak mimo wszystko sygnał, że coś się niefajnego dzieje i że trzeba reagować – wedle wszelkiego prawdopodobieństwa jakiś kamień, któremu dotąd było dobrze na swoim miejscu, postanowił odwiedzić kolegów w drugim końcu organizmu i zaczął wędrować, co zakończyło się solidnym atakiem bólu w podbrzuszu. Koniec końców postanowiłem więc, że dziś dam sobie spokój z ganianiem po gabinetach lekarskich, a za to przez najbliższy tydzień czy dwa ciut dokładniej sobie poobserwuję samego siebie pod kątem różnych bólów brzucha i okolic, a jeśli będzie w tym jakaś regularność, to pogonię od razu do doktora żeby mnie przeskanował…
źródło grafik: www.schechtermd.com, ecosalon.com, www.webmd.boots.com